Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
99

seciny gnieździły się w dachu i jaskółek oblepiających rzędem poddasze. Gospoda taka była sama sobie całym maleńkim światem, musiała podróżnemu dostarczyć wszystko począwszy od napoju i jadła aż do osi i koła, ćwieka i młota, wreszcie politycznych i handlowych wiadomości. Była ona w dodatku przeprzęgiem owéj tajemniczéj poczty żydowskiéj, która kraj w szersz i wzdłuż przerzynała we wszystkich kierunkach. — Życia tu czasem więcéj bywało, niż we dworze, a w posuchę posyłano go zaczerpnąć do arendarza, bo na tym przesmyku każdy coś fałszu i coś prawdy przejeżdżając zostawił.
Nie chciał zajeżdżać do dworu Karól, ale konie zmęczone zmusiły go tu wypocząć, same one wwiozły w otwarte wrota. Karol pamiętał, że tu żył i zmarł ów poczciwy Abraham, który w chwili odjazdu jego udając kapitalistę, przyniósł na drogę macierzyńskie dukaty. Teraz starego już dawno nie było na świecie, syn nie młody także nastąpiwszy po nim gospodarzył, bo karczmy, jak królestwa z łaski Bożéj, szły z pokolenia w pokolenie, dziedzictwem. Pau miał prawo elekcyi, ale go rzadko używał..
Młodszy Abraham był wykapany ojciec nie-