Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
78

spodziewał, a życie twardo go się jąwszy, trzymało.. W téj pustyni lata upływały jak miesiące, dni jak chwile, z niepochwyconą szybkością. Dzień do dnia był podobny, różnicy między niemi dostrzedz było trudno i pamięcią się w nich połapać.
W sercu i na twarzy Karol pozostał niemal młodzieńcem... takim, jak ze Skały wyruszył, ale też nie szukał przygód, wzruszeń, wypadków i nie szafował uczuciami... Sam on dziwił się, widząc starzejących, gdy w sobie czuł, że zestarzeć nie mógł. Umysł też zachował świeżość dawną... a serce całą żywość lat pierwszych...


Już prawie dziesiątek lat dobiegał od przybycia jego do Sarnowa. Dzień był jakoś jesienny, pochmurny, smętny... Szeroki krajobraz poleski przybrał barwy ponure, oprócz jaskrawo-zieleniejących pół na zimę zasianych, wszystko było szare, zżółkłe, obumarłe...
To usypianie natury, przed którém cywilizowana społeczność ucieka i kryje się w murach miast, na wsi jest jakby — straszném memento mori, odśpiewywaném człowiekowi; aby o śmierci