Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
67

na kresach nie zawołają ochotnika — do broni! czy ojczyzna nie ozwie się do dzieci: — Przyszedł czas! wstańcie. —
Ale to były lata wielkich przygotowań, przełomu, wewnetrznéj pracy ku lepszéj, jak się zdawało — przyszłości — spływały one niby wróżąc jasną na niebie jutrzenkę.
Moskiewskie jarzmo mniéj się jakoś czuć dawało, wysiliwszy się na sejmie Ponińskiego na pogwałcenie narodu — pozwoliło mu odetchnąć nieco, czy téż moskiewska polityka niezmienna zawsze sama wytchnienia potrzebowała.. — Była to i dla Moskwy dziejowa chwila wielkiego znaczenia., w któréj się jéj przyszłość rozstrzygała.
W Polsce od Baru i od pierwszego podziału stan ducha a umysłów zwiastował odrodzenie... Było tak dotąd, iż każdy upadek i klęska podnosiły nas moralnie, i bieda będzie, kiedy inaczéj się stanie. Okrutny ucisk... obudził z obojętnego letargu, rośli ludzie i charaktery, gorzała we wszystkich żądza podźwignięcia się z upadku i upokorzenia. Lepsza też przyszłość zdawała się zwiastować wszędzie, a serca poczciwe nad przygotowaniem jéj pracowały.