dom swój, majątek, usługi... ale żołnierz z serdeczném podziękowaniem odrzucił wszystko...
Podkomorzy przyjechał aby, jak mówił, dopilnować sprawy...
— To człowiek szlachetny jak mało, mówił głośno — a ma do czynienia z łotrem... nie dam go pokrzywdzić, bo się tam gotuje jakieś łajdactwo... Jeśli złe nieuniknione, bo to człek zręczny i ma po sobie cała zgraję pieczeniarzy... no, to im przynajmniéj prawdą w oczy plunę, abym na sumieniu nie miał, żem puścił grabież i krzywdę milczeniem...
Z takiem postanowieniem przybył garbus do Skały... milczący, zimny, ale straszny. Wszyscy, nawet kasztelan, języka niepowstrzymanego obawiali się... to téż sadzono go na pierwszém miejscu, a skakano niezmiernie, aby sobie pozyskać. Ale to były próżne zabiegi, bo Krzywaczyńskiego pochlebstwa niecierpliwiły, nie jednały... spluwał, gdy mu grzeczności prawiono, przypominając sobie te czasy, gdy ubogi odpychany był i wyśmiewany nielitościwie. Teraz on czuł się w obowiązku nie litowania nad nikim...
Zobaczywszy powracającego z ogrodu Karola podkomorzy wstał zaraz, pilno mu było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
46
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/7a/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_II.djvu/page46-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_II.djvu.jpg)