Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
41

drżała... dla tego proszę cię siostro, oświadcz odemnie mężowi... iż Skały odstąpię dla waszego dziecięcia... da mi tylko tyle, bym nie umarł z głodu... co zechce i jak mu będzie dogodniéj... Bylebym miał o czém przeżyć oczekiwanie i dotrwać do chwili, gdy w szable zadzwonią... Tutaj... w Skale nazbyt by mi się krwawiło serce, wyżyć bym nie potrafił...
Powiedział to, jakby ich o łaskę prosił. Ewa zrozumiała dobrze, iż czyniąc wielką ofiarę, nie chciał nawet ukazać, że ją zrobił, wzięła go za ręce i z uczuciem, z przejęciem, ze łzami schyliła się, aby te rycerskie ucałować dłonie, upokorzona szlachetnością jego...
Jakże małym wydawał się jéj Wacław przy tym człowieku!
Chwila to była straszna dla wojaka, co przeciw kulom szedł śmiało... gdy uczuł usta jéj dotykające ręki i dwie łzy gorące, które na nią upadły. Zmieszał się, nogi pod nim zadrgały, chciał upaść przed nią na kolana, pochwycić ją, uścisnąć... uciec... ale męzka poczciwa dusza zwyciężyła straszna pokusę... Pochylił się tylko drżący, pocałował ją w rękę i odskoczył, oczy zakrywając dłoniami.