Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
359

nie było podobna. Ledwie po kwarcie na całodzienną potrzebę człowieka jéj dawano, a skwar był piekielny, a cisza i cisza... bez nadziei.
Na pokładach statków rozciągnięci chorzeli i umierali ludziska; spuszczano ich w morskie głębiny, a stado rekinów czatowało na pastwę... Otaczały one nieustannie flotyllę podnosząc łby i wietrząc zdobycz...
Mimo tak widocznego niebezpieczeństwa, niepodobna było nawet grozą śmierci powstrzymać ludzi od kąpieli, rzucali się mimo zakazu w fale zrozpaczeni cierpieniem. Jednych chwytał kurcz i tonęli, nim szalupy mogły na ratunek pospieszyć, drugich czatujące chwytały rekiny. Skwar i znużenie były tak straszne, że od kąpieli nikt nie mógł się wstrzymać, woda nęciła... Musiano ludzi stawić na statkach i strzelać dla odpędzenia rekinów... a bronić przynajmniéj, aby się nad kilka sążni nie oddalano.


Od 20 Sierpnia do 1 Września trwała ta niewola — odwaga się wyczerpywała; codzień spodziewano się powiewu, dzień po dniu upływał jednostajny... Nareszcie porankiem przele-