Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
33

Poremba patrząc na ich stosunek, na nagłe ułagodzenie Karola — słupiał, nie rozumiał nic — lecz po cóż miał już usta otwierać? Poszedł do swéj izdebki, siadł i powiedział sobie, że się już światu na nic nie przydał.
We dworze obchodzono uroczyście powrót amerykańskiego bohatera, towarzysza Pułaskiego... i Lafayetta. Wacław wysilał się na przyjęcia, na okazy czułości, na pochlebstwa, sądząc, że niemi kupi prostodusznego żołnierza. Ewelina szła jak ofiara, gdzie kazano, milcząca i zrezygnowana... oczy jéj patrzały niekiedy na Karola z jakiemś politowaniem... usta nie śmiały się odezwać. Nie umiała kłamać, a prawda była tak gorzką... i los dziecka... i przyszłość cała... i groźby męża... milczeć kazały. —
Drugiego czy trzeciego dnia Karol już mówił w duchu do siebie: —
— Po co mi ta ziemia? na co to mienie? dla czego mam im pokój zakłucać? Nie muszęż ja dziś, jutro, gdy się bęben odezwie, iść znowu walczyć dla zakonu miłości ojczyzny, w którym ślubowałem...? Czyż cmentarz i groby nie pozostaną mojemi na zawsze? któż mi tam płakać i modlić się zabroni?