ty, wstrzymaj to dziecię, rozkaż mu... Ulituj się nad — matką.
— Zrobię co każesz, odpowiedział Karol, nigdy téż nie namawiałem Tadeusza na wyjście... ani bym na nie pozwolił. — Jest za młodym, jest tobie potrzebnym... wątpię, ażeby się ośmielił... Mówił co?
— Nic mi nie mówił, alem w oczach jego czytała — zawołała Ewa... powtarza ciągle, żeś ty dla niego przykładem...
Jak ty gotów jest ujść nocą z rodzicielskiego domu... pamięta otem, że w jego wieku odbyłeś swą pierwszą wyprawę.. Karolu! bracie, zaklinam cię, powstrzymaj go, zwiąż przysięgą... ja umrę jeśli go stracę... w życiu nie miałam pociechy prócz tego dziecięcia, byłoby to próbą ciężką, nad siły, zlituj się...
— Nie lękaj się, nie lękaj, rzekł Karol, całując drżące jéj ręce... Tadeusz musi mi być posłusznym...
— A ty! spytała Ewa... a ty? nie daszże się skruszyć.
— Biedna kusicielko! szepnął stary ze łzą w oku... nie opieraj się przeznaczeniu... zostaw mnie losom moim! — Ja pójdę, ja muszę, uży-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/229
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
229