Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
87

kownik, choćby nie o konfederatach, byłoby o czém pogadać... Tak, nic potém...
Ponieważem się tu do was zwlókł, wypiję jeszcze kroplę za wasze zdrowie i powodzenie.
Spojrzał zdala na Karola i ustami dotknął kieliszka.
Syn i synowa w rękę go pocałowała, zatém wieczerza zbliżyła się do końca. Staruszek posunął krzesłem, Bernardyn wstał i począł modlitwę dziękczynną odmawiać... Wszyscy poszli ucałować rękę gospodyni, ścisnąć dłoń gospodarza. Gdy Karol przystąpił do matki, uczuł jakby jéj ręka drżała... mimowolnie schyliła się, dotknęła usty czoła jego.
Zwykle po krótkiéj chwili rozchodzili się wszyscy.
Karol uczuł zbliżającą się godzinę uroczystą rozstania, na jak długo? nie wiedział. Może na życie całe! wzruszony niespokojny, to na rodziców, to na dziada, to na Ewusię spoglądał.
Czuć było jeszcze we wszystkich dziwny smutek i tęskne jakieś usposobienie, boleśne; twarze oblokła powaga uroczysta, czoła były posępne, cisza jakby anioł przeleciał, towarzyszyła téj chwili.