Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
61

Było tak przecież że na pierwszy odgłos o konfederacyi Adam i Jakub zeszli się u pułkownika nocą i zebrali co było grosza, potopili srébra, jejmość oddała stare klejnoty; razem to wszystko cicho a tajemnie posłano do Generalności — a przy modlitwach codziennych dołożono: Za uciśnioną ojczyznę i jéj obrońców...
Przed Karolem jednak dziad zakąsywał wargi, ojciec milczał — choć Karolek wszystko wiedział. Nie było dnia żeby mu co do ucha nie przyniósł Poremba, Krzywaczyński, Kubasiński, lub kto z dworaków. Wieści te co z daleka na orlich skrzydłach leciały, były do podróży przybrane, strojne, błyszczące, cudowne; świetne a jasne; wielkimi w nich występowali rycerze królowéj polskiéj, żołnierze krzyża, z czołami w aureolach, z barkami w skrzydłach, bohatersko.
Serce do nich gorzało — a Karol słuchając, i niemogąc sam bieżeć do nich — smutniał bardzo; wychował się w tém powietrzu starego dworu, którém oddychając niemożna było gorąco ojczyzny nie kochać. — Czytywał dziadowi Plutarcha, wieczory długiemi słuchał opowiadań o pradziadach i znał to że za ojczyznę powinien był umrzéć. — Gdy w sali jadalnéj przeszedł pod wize-