mnie tu życie obrzydło.. tłum.. ochotnicy ci.. wojsko bez Boga.. rycerze bez wiary.. żołnierz rozpasany.. murzyny, Indyanie, Anglicy... z całéj kuli ziemskiéj zbierane włóczęgi. —
Jeżeli mnie nie stanie, dodał, nie macie tu co dłużéj robić, szkoda was, wracajcie do domu, lepiéj siać hreczkę, a czekać nowych wici na swoim zagonie, dość by wam téj włóczęgi.
Rogowski milczał długo.
— Co to o tém mówić, panie generale, dodał w końcu — na co te myśli przypuszczać; jeżeli powrócimy to razem.
— Kto? ja? ów mniemany królobójca? — uśmiechając się i ruszając ramiony, rzekł generał — dosyć mnie tam spotwarzono! Dla mnie miejsca w Polsce nie ma.. ladajaki ciur bryźnie mi w oczy owém królobójstwem... to...
Nie! nie! czuję, że mi w tym gorącym piasku amerykańskim kości położyć przyjdzie. Ks. Marek święty, a zgubione szkaplerze, to niebios przestroga..
Więcem téż gotów. —
— Skaplerze! ale ja ich mam dwa, zawołał Rogowski, rozrywając mundur z piersi. — Generale, na miłość Bożą, podzielmy się. —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.
347
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a1/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_I.djvu/page349-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Tu%C5%82acze_tom_I.djvu.jpg)