Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
301

— Panie Macieju, rzekł do niego rano wszedłszy — mam do was prośbę, gdybyście mi trochę pomodz chcieli, zrobilibyśmy coś, spodziewam się, miłego generałowi.
— Z duszy, serca, wszak wiesz, że ja dla niego dałbym się w kawałki posiekać — tylko mów.
— Jutro wigilia Bożego Narodzenia.
— Prawda! wigilia! mój Boże, u nas to wielkie święto — ale jak się nam tu do niéj przybrać?
— Ja wszystko urządzę, mam już zamówione i ryby morskie i z Delawary, jaja żółwie... przyprawy, murzyn nasz zgotuje, ja mu rozpowiem o ile potrafię o szafranie i innych sosach. Będzie to piąte przez dziesiąte, ale zjemy na sianie, po polsku i przy gwiazdach... kraj się nam przypomni.
— A! niech ci Bóg płaci! myśl złota... Ale — zkądże ty opłatka weźmiesz? zawołał Rogowski załamując ręce... tu w Trenton ani księdza katolickiego, ani nic podobnego do opłatków nie ma. A bez opłatka znowu co to będzie za wilia! nie ma wilii bez niego, to darmo! Opłatek się piecze...