Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
282

Karol nigdy się nie poskarżył, nie zachmurzył, chyba gdy Pułaskiemu na czém zbywało. —
U brzegów Delawary, i Brandywine gdy w moczarach posłyszeli nocą głuszące żab krzekoty, siedzieli razem do dnia marząc o błotach i stawach, w których pieśni ich wieczornéj w kraju się przysłuchiwali.
Karol wszystkie świetne ptaki, wszystkie drobne latające świecidełka, kwiaty wonią siejące do koła.. myślą posyłał do Skały, na wianki, do klatek Ewusi. —
Tam szły jego ciche westchnienia, a nic nie powracało — prócz jakiegoś groźnego milczenia. —
Myślał często o domu, lękał się o swoich — ale się modlił i spodziewał, że u Boga wyprosi, by się nic nie zmieniło, nic nie ubyło do jego powrotu. —
Wyobraźnia coraz wyraziściéj teraz malowała mu stary dwór w Skale i wiedział co się tam o jakiéj działo godzinie, żył z niemi sercem i duszą.
— Teraz poszli się modlić — teraz siadają do stołu.. kapelan błogosławi, dziaduś powoli sunie ze swego pokoju, słychać laskę ojca stukającą o podłogę, i szelest sukienki..