Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
226

— I ta burza u brzegów to także nie najlepsza dla nas przepowiednia, rzekł Pułaski. —
— Ktoby powiedział, szepnął Rogowski, że — jak mi Bóg miły, kochany wódz wierzysz w te banialuki.. Co ma za związek burza amerykańska z losem polskich wygnańców?
Ot to bieda, dodał, że zasnąć będzie trudno, bo hałasuje diable i z łóżka wyrzucić może.. a ta noc wyda się, jak cztérysta lat długą... Czeluści czarne.. chmurzyska gdyby całuny...
Giród jęczał i klął na przemiany.. modlił się nawet po cichu, na wszelki przypadek, gdyby gdzie jaki pan Bóg się znalazł, choć w pogodę zwykł był chlubić się ateuszowstwem... Niekiedy głowę podniósł, w niebiosach szukając nadziei, to znów chował ją ze strachu..
Wściekły wicher okręt pędził, miotał nim, jak dziecinną zabawką.. Były chwile, że statek pochylony zdawał się wywracać i tonąć, to znów wzlatywał, odbity na grzbiecie fal i wyskakiwał w powietrze.. i wpadał w przepaście..
Szerokie błyskawice wszystko się zdawały zapalać do koła, ale w ich blasku nie widać było nic, oprócz piętrzących się fali i białéj piany, która je obrębiała. Niekiedy otwierała się, jak-