Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
220

dał, ale mam to sobie za niedobra wróżbę, że swoją miłość dla mnie życiem przypłacił.
Rogowski westchnął — E! generale, rzekł po chwili, kto tam wie co lepiéj, czy ginąć od rekina, który gładko schrusta, czy od kuli angielskiéj, co gotowa, na dwa podzieliwszy dania, naprzód zrobić kaleką, a w końcu nieboszczykiem.
— Zapewne, odparł Pułaski — kiedy zginąć raz potrzeba. To téż mi to wszystko jedno co Bóg przeznaczy, ale bym już co rychléj pragnął na ląd wysiąść i bić się a coś robić. Ta długa bezczynność i kontemplencya wód morskich.. rano, w południe i na wieczór, zmordowały mnie.. Gładka powierzchnia téj szyby nudzi, nie cierpliwi.. obmierzłe morze.. Fala ruchawa niby, bałamutna, a zawsze toż samo.. i człowiek przeciw niéj nic nie może..
— Nie trzebaby jednak kłócić się z nią i mówić jéj nieprzyjemności przed burzą — odezwał się Rogowski, na noc podobno zbierze się na dobrą przeprawę. Niedarmo kapitan Leclerc chodzi nasępiony jak mruk, nawet nie poświstuje, a płótno ściągają zewsząd. Uważałem to nieraz, że gdy tylko te szmaty poczną wałkować.. już coś złego.. grozi.