Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
186

dumkę na obczyznie zanuci i łez dobędzie, gdy pierś zduszą...
Ani słowa nikomu, dodał, idzie o głowę moją, o cześć moją!. ani słowa! Dajcie mi pióra i papieru.. napiszę do towarzyszów słowo pożegnania.. ty jutro tu je... przeczytasz... gdy mnie już tu nie będzie.
Radzimńiski powlókł się spełnić rozkaz, nawykły będąc do ślepego posłuszeństwa; Pułaski został sam. Wzrok jego padł na wielki krucifix, wiszący na ścianie, kolana ugiął, złożył ręce.
— Prowadź mnie Boże, rzekł w duchu — na męki, na śmierć, na nędzę.. byleś mi dał siłę wytrwania godnym imienia dziecka twojego..
Powracający Radzmiiński zastał go jeszcze na klęczkach; ale siadł zaraz pisać nie mówiąc słowa; kazawszy tylko przywołać Bohdanka, którego wierności był pewien.
Za chwilę stawił się wyrostek, dziecko stepu z tą fizyonomiją, co piękną być umie, choć nie jest, co się wdzięczy jakimś serdecznym urokiem, oczyma łzawemi, usty malinowemi, a w piersi dziecięcéj ma męztwo starca..
Bohdan był chłopakiem ledwo wyszłym z chłopięctwa, ale silnie po kozacku zbudowanym, zwin-