Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
144

żały się, pistolety dobywano z olstr.. konie zdawały się blizką czuć bitwę, bo chrapały niecierpliwie a ten to ów rzucił się w bok jakby przelękły.
Pieśń skończona.. kapelan odczytał antyfonę.. potém..

Kto się w opiekę odda Twoją Boże,
A grzech swój wyzna żałując w pokorze...

W głowie tych ludzi na śmierć prawie nieuniknioną skazanych, na zgon niemal pewny idących, głodnych, wyziębłych, znękanych, była przecież taka siła i zapał, że gdy coraz jaśniejszy blask dnia oświecił chorągiew, rozwidnił twarze, przed śpiewającym zastępem, trzykroć silniejszy by był się cofnął.. tak szedł groźny i straszny. Konie jak zagrzane rwały się do prędszego biegu.. pieśń grzmiała potężniejąc coraz głośniéj.
— Naprzód! wołał, wskazując ręką Skiba.
Oddział Moskwy stojący naprzeciw, może był najliczniejszy, ale po wyjściu z wąwozów, miejsce do walki dogodniejszém się zdało..
— Wiara! w imie Maryi! Ławą! Razem! przy sztandarze! Naprzód! Wolno! Szablą sobie trzeba drogę wyrąbać..
Jak mur, szara, niema niewolniczo milcząca