Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tryumf wiary.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do rzemiosł, innych wzięła starszyzna; dzieci też rozdzielono na placu.
Wieczór był późny, gdy Włast, podawszy rękę starcowi osłabionemu, zaprowadził go do swej małej ciemnej izdebki, a potem pobiegł do Jarczychy, aby od niej dostać posiłek jaki dla starca. Jakoż znalazł ją wkrótce w podwórzu, niosącą właśnie garnuszek z ciepłem mlekiem i kołaczem dla niego. Włast odebrał to z wdzięcznością, nakarmił starca, poobwiązywał rany od sznurów i ucałowawszy ręce jego cofnął się, aby na straży powstać u progu. Ciepła noc letnia dozwalała mu położyć się na twardej ziemi na spoczynek.

V

Upłynęło już dni kilkanaście, które Włast spędził na dworze kniaziowskim, pośród nieprzyjaznych mu dworzan. Kilka razy prosił, aby mu wolno było powrócić do ojca, do Krasnejgóry, lecz nie otrzymywał na to zezwolenia.
Kniaź często wzywał go do siebie, zawsze zwracając rozmowę to na wiarę nową, to na Niemców, ich cesarza i ich potęgę. Włast czuł się w obowiązku do oswojenia kniazia z chrześcijaństwem i jego potęgą. Przytem pielęgnował z pomocą Jarczychy ojca Gabryela, który leżał chory i ruszyć się nie mógł.