Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gnanie, gdyby nie ta anielska istota, do której codzień przywiązywałem się więcej.
Mamże wam po kropelce liczyć wszystkie życia boleści?? Któż je ze mną poczuć zechce? Najdziwniejszym zbiegiem okoliczności, to o czem myśleć zdawało mi się zuchwalstwem, szczęście którego pragnąłem najbardziej na ziemi, zaświeciło mojemu życiu, ale nierychło, ale okupione niejedną łzą ukrytą... i przyszło po to tylko, by mnie uczynić we dwoje nieszczęśliwym i na wieki nadziei nawet wylania się pozbawionym. Ona i ja cierpieliśmy na jednę chorobę, jedne mieliśmy upodobania i zarówno skrępowani, kradliśmy tylko rzadkie przyjemności życia...
Zostałem rządcą w obszernej części kraju, a z dostojnością tą i jej obowiązkami, reszta mojego czasu i swobody umysłu uleciała! Od rana do nocy musiałem być urzędnikiem któremu sumienie ani się wyręczyć ani odpocząć nie dozwala; reprezentować, przyjmować, mówić o nicach, podpisywać drobnostki... a gdy najpiękniejsza myśl przychodziła mi do głowy; ukłon ją we dwoje rozcinał lub wyjście do salonu zabijało. Oboje nie byliśmy panami życia z którego tylko okruchy drobne pozostawały dla nas, a każda ubiegająca czczo i daremnie godzina niepowrotna napełniała serca goryczą...
Wiek zamiast stępić namiętność nieugaszoną, podsycał ją tylko i gwałtowniejszą czynił; smutek wśród szczęścia pozornego stawał się głębszy i nieprzeparty... a myśli zamknięte jak w klatce w piersi której mi otworzyć nie było wolno, szarpały nią tyrańsko.
Wszelki inny popęd zrodzony z ciała i zgnilizny, czas trawi i gasi, ale nie duchowe pragnienie, które się wzmaga, rośnie, potężnieje... zabija!
Byłem jak niemy którenby w duszy wyśpiewał poemat cały, a podzielić się z nim nie mógł; gorzej, bom wysnuć nie potrafił, to co mi się tylko w snach i na jawie marzyło.
Wiele jest jeszcze w świecie nieznanych, nieopisanych, nietkniętych skalpelem boleści, z których nikt