Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I jabym też chętnie był za tem wotował ale nie miałem głosu, uśmiechnąłem się tylko... spoglądając rychło li przejdzie burza żeby choć pod noc dalej ciągnąć w drogę. Nieszczęściem burza trwała uparcie.
— Możebyś już trzem pozostałym duchom darował... szepnął podkomorzy widocznie znużony...
Pan Henryk tylko ramionami ruszył.
— Ale na Boga papo! to się niegodzi!
— Czas bo pić herbatę... odezwała się podkomorzyna, mnie to wycieńcza, ja się czuję głodną.
— To niech herbatę dają w drugim pokoju, rzekł pan Henryk..
— A któż ją zrobi?
— Ja, odezwałem się z kąta, jeśli to państwu dogodnem być może...
— To jużbym ja powinien, chociaż przyznaję się że wcale do tego nie jestem zdolny... wyjąknął gospodarz, ale możeby żona mego kamerdynera, która czasem przychodzi mi nalewać... spojrzał na podkomorzynę ukradkiem, wyręczyła nas?
— A! Henryka! ona dobrze robi herbatę! potwierdziła sama pani, myśl dobra... każ jej przyjść...
Ledwie dali rękom wypocząć magnetezujący, a już pan Henryk wzywał ich znowu do dzieła przedsięwziętego, ale nikt już oprócz Nieklaszewicza wielkiej do niego nie miał ochoty...
Panna Celestyna zdawała się uderzona spowiedzią ostatnią i smętnie zwieszała głowę, podkomorzyna ziewała spazmatycznie, podkomorzy przechadzał się, więcej zajęty herbatą niż duchami, poglądając na drzwi któremi taca i Henryka wejść miały.
Po chwili ów hajduk który mnie wprowadził, wsunął się z dość obłamaną tacą, i rozmaitego kalibru szklankami, i pociągnął do przyległego pokoju, a za nim wskoczyła bardziej niż weszła, śliczna jejmość, typ subretki z uśmieszkiem na ustach i figlami w czarnych oczkach... Domyśliłem się w niej Henryki...
W bieluchnym malutkim czepeczku na ciemnych włosach starannie uczesanych, z noskiem trochę zadar-