Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A! jak nudno u tego podkomorzego, który udaje młodzika, dodał szparko....
— Mości dobrodzieju! ale dosyć tego! zawołał podkomorzy, wstań Waćpan panie Nieklaszewicz....
— Ta Henrysia....
Na tem przecie spowiedź ducha się skończyła, który równo z posłusznem Nieklaszewicza odstąpieniem, urwał mowę.




V.

Niespodziewany fenomen, któregośmy byli świadkami, jeszcze nas trzymał w osłupieniu, a gospodarza rozpalał gniewem, kiedy pan Heryk, którego cała rodzina słuchać widać była przywykła i za wyrocznią uważała, odezwał się szybko:
— Ale to potrzeba korzystać z dnia, z godziny, z usposobienia własnego, z tej dziwnej siły, którą może burza, jakiś tajemniczy organizacji związek nam daje... możemy się najciekawszych rzeczy dowiedzieć... siadajmy.
— Henryku! przerwał oburzony podkomorzy, to jakaś filuterja, czy zresztą... zresztą... poprawił się, kat was wie co... ale jeżeli mamy dowiedzieć się znowu jakichś pot warzy na mnie...
Podkomorzyna ochłonąwszy już z wrażenia ziewała, co ujrzawszy gospodarz, jakoś się uspokoił także, uśmiechać począł do mnie z niejaką chlubą starym rozpustnikom właściwą, którzy radzi są gdy ich o bałamuctwo posądzają.
Pan Henryk chciwy nowych cudów, korzystał z tego usposobienia i począł naglić.
— Nieszczęśliwieśmy wpadli, rzekł, na jakiegoś ducha sceptyka, który kondolencjami swemi bałamucił, ale spróbujmy no z innej nogi, wszak ich w stoliku ma