Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

olbrzyma nad którym lat trzy tysiące przeleciało, powinien był się nauczyć nicości żywota i ziemi.
O! pamiętam tę chwilę stanowczą, gdym zastukawszy do serca mego, znalazł je w obliczu cudu ręki ludzkiej tak chłodne i zastygłe jak było na widok dzieł Bożych.... Pod brodą Sfinxa siedziałem nie pytając go o słowo wiekuistej zagadki.
Całym owocem podróży było pół przepalonej twarzy i febra którą mnie nabawiło słońce, znużenie, może uczucie głębokiego smutku, gdym i tu martwym, na wieki martwym się poczuł.
Takie było całe życie moje; szukałem zajęcia, pokarmu, a nigdzie go nie było dla mnie. Byłżem winien? nie, bo w dzieciństwie jeszcze ekstyrpowano ze mnie wiarę, jak niebezpiecznemu zwierzęciu zęby wyrywają... Płakałem czując jej potrzebę, a wypracować nie mogłem.... bo wiara się nie nabywa, bo ona drogim jest darem.... nie pracować na nią, ale modlić się było potrzeba. — Tymczasem, żeby państwa długo na jednej nodze nie trzymać, dodał duch, dopowiem reszty bez deklamacji, której, proszę wierzyć, dopiero nabrałem siedząc w tej nodze stołowej, z nudy i odosobnienia....
Trochę wojując, podróżując wiele, bo i do Chin raz dotarłem, rysując, pisując, bawiąc się w literata, poetę, romansopisarza, artystę, naturalistę.... żyło się jakoś, ale życie straszliwie zdało się długie i ku końcowi coraz ciemniejsze. W młodości był jakby promyk nadziei, czasami zabiło coś jeszcze w piersi choć słabo, stawałem się człowiekiem na chwilkę.... później i te chwile słoneczne na wieki mi znikły. — Praca nużyła, a nie nasycała, nie miałem wiary nawet w to co mój jedyny przewodnik — rozum mi dyktował.
Rzucałem się jak zwierz w klatce, któremu ciasno choć się na drugi jej bok przerzuci, myśl rozbijała się o ściany więzienia zbudowanego na wieki dla mnie; ze stolic na wsie, ze wsi do grodów uciekałem przed sobą, ażeby z sobą nie być, zabijałem się pracą. Nareszcie ani rodzina, ani dzieci, ani sława, ani poszanowanie sie-