Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Dawni znajomi ledwie teraz mogli doktora Melliniego poznać w człowieku zżółkłym, wychudłym, gniewnym, nieprzystępnym, a często jakby nieprzytomnym. Losy nieszczęśliwéj Pepity tak nań podziałały, iż przed czasem postarzał a raczéj zgrzybiał. Nie chciał nawet już praktyki, odsyłał chorych, opryskliwie mówiąc pacyentom, że sam doktora potrzebował.
Wszystko mu się nie wiodło, ani ów doktor Biernacki, ani żaden z młodzieży nie potrafił pozyskać serca Pepi i zatrzéć w pamięci jéj wojewodzica.
Czekała ciągle na niego, przygotowywując się do wesela. Jakaś tajemnicza ręka nadesłała jéj list bezimienny, opisujący życie narzeczonego w stolicy, romans jego ze stolnikową, przebywanie u niéj i kończyła życzeniem, aby Pepi zapomniała o bałamucie, który jéj nie był wart.
Po odebraniu tego listu, Pepi zamknęła się u siebie, napisała kartkę do wuja, wyszła nazajutrz, niby tylko do przeciwległego kościołka Ś. Michała i nie powróciła. Około południa dopiéro, Mellini niespokojny, wbiegłszy do jéj pokoiku, znalazł list do siebie i natychmiast w pogoń się puścił do Warszawy.
Pepi miała około sześciu godzin do wyprzedzenia go, tak że Mellini, mimo największego pośpiechu, przybył do stolicy, nie wiedząc gdzie jéj szukać, już naówczas, gdy dziewczę, wróciwszy z Królikarni, błądziło samo, nie wiedząc co z sobą zrobi, po Krakowskiém Przedmieściu.
Myślą jéj było szukać klasztoru jakiegoś i zamknąć się w nim.
Doktor, szukający mieszkania wojewodzica, spotkał ją nawpół obłąkaną w ulicy. Zobaczywszy go, rzuciła mu się na szyję i nic nie mówiąc, płakała długo. Ledwie nieledwie Mellini potrafił ją uprosić,