Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A co, mosanie, osóbka ładna, ale dla takiego starego jak nasz poczciwy wojewoda, trochę temperament zażywy. Uważałeś asindziéj, jak to to się komosiło!
— Żywe srebro! — odparł starosta.
— A tak, żywe srebro, merkuryusz — dodał kasztelan — asindziéj wiesz, iż to venenum straszne. Boję się, aby wojewoda zażywszy go dobrą dozę, nie gęgnął.
Rozśmieli się oba, ruszyli ramionami i poszli.