Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Do króla w czasie tego sejmu trudno się było dostać. Nawet gdy posiedzeń nie było, gdy posłowie się rozjeżdżali, przygotowywało się tyle rzeczy, tyle wpływów krzyżowało się na dworze, taki był nacisk petentów, agentów, obywateli z prowincyi, tyle projektów się obrabiało na naradach tajemnych z Ignacym Potockim, ks. Pinolim, Kołłątajem, Lucchesinim i Buchholtzem, iż król czasu tchnąć niémiał. Ścigano go w Kozienicach, nie dawano pokoju w Łazienkach, zabiegano drogę, gdy w Skierniewicach prymasa chciał odwiedzić, lub w Sielcach panią hetmanową.
Król stawał się popularnym, jak nigdy nie był, ale brzemię téj popularności ciężyło na nim. Gdy w sali audyencyonalnéj czekała szlachta i honoratiores, często nawet który z posłów zagranicznych, starosta piaseczyński przez garderobę wprowadzał na ciche posłuchanie protegowanych i protegowane.
Częstokroć jednego dnia musiał Stanisław August całą swą poliglotyczną umiejętność okazać, mówiąc z jakim Coxem po angielsku, z Francuzami w ich języku (a ten najmilszym mu był ze wszystkich), z Włochami, z Rosyanami i Niemcami.
Nie kosztowała go ta nadzwyczajna uprzejmość, którą okazywał wszystkim w ogóle, lecz umysł się ważył, tysiąca przedmiotów zmuszony dotykać, a z każdym chcąc się pokazać oswojonym.
Jak języki tak nauki i najróżnorodniejsze przedmioty, król z encyklopedyczną łatwością pojęcia przyswajał sobie do tyla, że mógł o nich rozprawiać, nienarażając się na śmieszność. Z Poczobutem i Śniadeckim przypatrywał się słońca zaćmieniu z równém zajęciem, jak w fabrykach tkaninom, jak w kuźniach żelaznym sprzętom, w Kozienicach broni, w szkole doświadczeniom fizycznym, a potém haftom uczen-