Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowo daję! a starego wojewodę tak osaczę, tak napadnę, że nam majątek musi dać. Ot, jakie są moje projekty.
Wojewodzic wstał, z przesadzoną grzecznością, szyderską, idąc do pocałowania ręki.
— Kochana stolnikowo! lepiéj my o tém nie mówmy! dalipan, toby niémiało sensu!
— Chyba że się kochasz w téj przebrzydłéj Włoszce, któréj ja oczybym wydrapała! — zawołała Malinka.
— A! żem się kochał szalenie i że mi się z tego coś zostało w sercu, nie wypieram się! — rzekł wojewodzic.
Stolnikowa ruszyła ramionami.
— A jednak kochasz i mnie, bo, słowo daję, są chwile! a... są chwile!..
Uderzył w ręce wojewodzic i począł się śmiać.
— Jakże to takiéj Malinki nie kochać i nie paść przed nią. Drugiéj takiéj na świecie niéma! Ale, moja śliczna pani! tyś nigdy za mąż iść nie powinna. Wierzaj mi! Ani ja na męża, ani ty na żonę nie jesteś stworzoną. Małżeństwo przecie, to przykucie do łańcucha, a my oboje niewoli nie znosimy...
— A! taki! ty się ze mną ożenić musisz! — zakończyła tupiąc nóżką stolnikowa.
A teraz do stołu! coprędzéj przekąsimy i do Królikarni!
— Jestem na rozkazy — podając rękę i prowadząc do jadalnego pokoju zakończył wojewodzic.
No! ale cóż tam słychać u mojéj mamy dobrodziéjki?
Tak szydersko macochę nazywał.
— Wojewoda podobno znowu nie domaga — odezwała się Malinka — o ile się ja mogłam dowiedziéć, zaszło coś między małżeństwem. Siedzi tam ciągle mecenas z Lublina.
— Wiem, ten, który mnie namawiał, abym ojcu proces wytoczył — rzekł wojewodzic. — Przyjemny człek! uczciwy człek! Czekam tylko pierwszéjlepszéj okazyi, aby mu kości połamać!
— Gdyby mogli, dawnoby mi tam dom wypowiedzieli — mówiła daléj stolnikowa — ale ja dla miłości wojewodzica, który się ze mną żenić nie chce, tak lawiruję, tak się czynię słodką, dobrą, że nie sposób mnie wypędzić!
Wojewodzic w rękę pocałował, otrzymał uśmieszek, a stolnikowa ciągnęła: