Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wdowa miała pewne instrukcye od doktora, który potajemnie jéj polecił działać ostrożnie przeciw wojewodzicowi; lecz spełniała to polecenie bardzo niezręcznie i niezbyt gorliwie, a ile razy odezwała się z czémś dwuznaczném, Pepi jéj wyrzucała że własne dzieło burzyć chciała.
Z energiczném dziewczęciem trudno było co począć. Tegoż wieczora długi list napisała do wojewodzica, opowiedziała mu co przywiózł mecenas i swoję rozmowę ze Strańską. Mówiłam jéj, że gdybyś mnie zdradził, ciebie zabiję i sama umrę, bo takby się stało; ale nie wątpię o tobie.
Wojewodzic otrzymawszy list, podobno cały dzień go nosił w kieszeni, niemając czasu czy ochoty przeczytać; wieczorem dopiéro rzucił nań okiem i pogróżki zabójstwa i śmierci uśmiech wywołały mu na usta.
— Dziecko! — rzekł w duchu. — List rzucił do biurka i nie myślał już o nim, a w kilka dni odpisując nań, ani wspomniał o treści.
Przyjaciele starali się, ale napróżno zbliżyć go do ojca. Wojewoda, choć kochał syna, choć słabość miał do niego, z całą namiętnością starca, bezrozumną, przywiązał się do żony. Pewnym był że wojewodzic zawinił, gotów był potajemnie coś dla niego uczynić, ale ani się z nim widziéć, ani jawnie przebaczyć mu nie chciał.
W Dosi widział bóstwo, na którém skazy nie było; tłumaczył sobie jéj kaprysy, przebaczał fantazye, obejście się z sobą uniewinniał i... szalał.
Ile razy go kto ze starych przyjaciół zagadnąć probował o syna, natychmiast przybierał twarz posępną i albo rozmowę zwracał, lub żegnał się i milczał uparcie. Na nalegania silniejsze odpowiadał wreszcie sucho, jedném tylko:
— Niémam syna! niémam syna!
Dochodziło to uszów wojewodzica.
— W ten sposób nigdy się stary nie da przekonać ani nawrócić ku mnie — powiadał — potrzeba, ażeby wprzód tę kobietę nieszczęsną, tego szatana poznał czém jest. Dopóki nie zobaczy zdrady jawnéj, słowa próżne!
Ona ostrożna, to pewna, ale czasem i traf bywa mądry, a losowi pomagać potrzeba.
I uśmiechał się dwuznacznie. W Filipie starym miał pomocnika, lecz sługa musiał téż postępować nadzwyczaj oględnie, bo kilka