Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy ci miejscy i wiejscy panicze wydawali się jéj zbyt powszedniemi ludźmi, obok tego ideału, jakim był Wicek.
Często śnił się jéj jeszcze leżący bez ducha pod latarnią, to blady i ranny, gdy doń z Lublina przyleciała do Warszawy. Jéj przywiązanie dziewicze, oddaleniem rosło. Wymarzony bohatér zyskiwał na niém, stroiła go kwiatami własnéj wyobraźni. Przytomny byłby ją zraził może, daleki wydawał się jéj tém, czém go sama stworzyła...
Wuj czasem probował napomykać o lekkomyślności wojewodzica, o jego płochym charakterze, o pogłoskach które chodziły o życiu jego w Warszawie. Pepi brała go w obronę gorąco i niedopuszczała nic powiedziéć przeciw swemu narzeczonemu.
Mellini nie chciał się jéj wbrew sprzeciwiać, znając charakter, lecz swoje zrobił. Z młodzieży zwabionéj umyślnemi jego niedyskrecyami, najwięcéj mu się podobał młody lekarz Krakowianin, który odbywszy nauki za granicą, przybył do dalekich krewnych w Lublinie. Mellini poznał go wypadkiem, wciągnął do swojego domu i wszelkiemi możliwemi sposobami starał się go zatrzymać. Był to młodzian cichy, skromny, bojaźliwy, małomówny, uczony i rozumny, ale się nie popisujący ni z nauk, ni z rozumem; przystojny bardzo i do zbytku łagodnego charakteru. To niezawadne, dobre stworzenie, ciche, Pepi przyjmowała równie chłodno jak innych, lecz znośniejszym jéj był ów pan Biernacki niż inni.
Miał to za sobą, najprzód że nie okazywał jéj takiego zajęcia jak drudzy, nie wzdychał, nie nadskakiwał. Doktor jako z kolegą młodszym był z nim bez ceremonii, a tak układał rzeczy, że — Biernacki się musiał zakochać. Postawił téż na swojém: młody lekarz był z uwielbieniem dla Pepi, szalał, ale wiedząc iż była narzeczoną, bo ona sama o tém często umyślnie mówiła, starał się nie dać poznać po sobie, że się zakochał. Grał rolę przesadnie zimną i poważną.
Niema pono na świecie kobiéty, nawet najniedoświadczeńszéj, któréjby instynkt nie dał odgadnąć tego, który kocha. Udawanie się na nic nie zdało. Pepi z pewnością się domyśliła uczuć młodego gościa, ale że tak przyzwoicie je tłumił w sobie, szacowała go za to, i była mu dosyć przyjaźną; wybrała go nawet sobie potrosze za powiernika i mówiła z nim chętnie o narzeczonym i przyszłości. Biernacki, który sam już nie miał najmniejszéj nadziei, znajdował jakąś przyjemność w towarzystwie dziewczęcia, słuchał, patrzał, napawał się jéj wdziękiem i to mu starczyło. Doktor Mellini, jak tylko złapał go, natych-