Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeba np. było się kim poświadczyć Daliborskiemu, kazał przyjść Komornikowi, zupełnie niezależną grającemu rolę; odwracał się ku niemu.
— Ale, prawda! komorniku, — toż ty ich znasz!
— Ja! jak moje pięć palców...
— Powiedz, że — i t. d.
W innym razie, gdy trzeba było nastraszyć, Cześnikiewicz wpadał z plotką jakąś zręcznie ułożoną, i, zawsze niby wypadkiem, zalewał nią oczy jak ukropem klientowi.
Niekiedy oni dwaj, z przybranymi innymi komparsami, którym pożyczano ad hoc pasy i buty (z warunkiem natychmiastowéj restytucji), wchodzili grać rolę tłumu na pokojach starosty.
W sądach były z nich użytki różne, na sejmikach służyli za prowodyrów, jak stare barany rogate, co trzodę wiodą za sobą.
Komornik i Cześnikiewicz zjawiali się zawsze zawczasu: Komornik prawił dykteryjki, których miał moc niezliczoną w zapasie, Cześnikiewicz był mocny w kuchennéj łacinie; oba mieli postawy poważne, przyzwoite i kostiumy co się zowie porządne.
Wieczorem, gdy na wojewodzica oczekiwał Paliszewski, Komornik i Cześnikiewicz już mu zawczasu kompanii dotrzymywali. Na stoliku dwie talie kart położono i butelczyna już pomagała do zabicia czasu. Oba statyści pili z partesów.
Wicek obiecał się po ósméj, ale nie przybył aż o dziewiątéj, w humorze nie dobrym. Zamaszysto do izby wpadł, czapki nie zdejmując, aż w pośrodku jéj. Paliszewski był już gotów na przyjęcie. Gość pierwsze lepsze krzesło chwycił, objął je, jakby na konia siadał, nie pytając, za butelkę pochwycił i chciał sobie nalewać, gdy Paliszewski syknął. W butelce była deszczówka dla pospolitych gości, podał natychmiast wytrawnego.
Za jednym zamachem parę lampek wypił wojewodzic i dopiero wąsy otarł.
— Nie złe — rzekł — ma swój odrębny brzoskwiniowaty smaczek, warto mu dać buzi.
Nalał Paliszewski trzecią, a Komornik i Cześnikiewicz zaraz się starali wmieszać do rozmowy, bo utrzymanie jéj należało do ich obowiązków.
Ale o włos w początku nie rozbił się humor i zabawa o fatalny szkopuł: zaczęto go mianować wojewodzicem.