Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! ona do tego! samo prawie! — rzekł Daliborski — to jéj fach, do tego ona zrodzona!
I śmiać się począł.
— A juści się z nią ożeni!
— Ani mu to w głowie — rzekł Paliszewski — ale ją weźmie, to pewna! Już kiedy dziewczyna tam chodzi dobrowolnie na romanse o zmroku, to nie bez kozery.
— Doktor nic nie wié? — spytał mecenas.
— Ani odrobineczki....
— Hm! a cóż daléj?
— No, nic! — mówił Paliszewski. — Ale temu szaławile godzinka wieczornego romansu, żeby jak słodka była, mało! Co robić z dniem? Wyjdzie z rana, myślisz, gdzie do porządnéj winiarni, albo na kawę, albo do garkuchni, gdzie się uczciwi ludzie zbierają? Nigdy! Łazi po najbrudniejszych szynkach, z furmanami i czarną gawiedzią, w karty gra, albo pójdzie, gdzie proste dziewki bieliznę myją, siądzie na kłodzie i baraszkuje z niemi. Spotykam go pozawczoraj, myślisz jak? na drewutni, na klocu z furmanem w drużbarta tnie. Jak mnie zobaczył, począł się śmiać, rzucił tynfa i przyszedł do mnie. Ja go pytam: cóż się stało? A on na to: (a jesteśmy z sobą per ty). — Cóż ty myślisz? że wasze towarzystwo porządnych ludzi zabawniejsze od tego? A niech was pioruny!... Nudy i głupota. Tu przynajmniéj natura gruba, cała, bez pozłoty i bujna. Kiedy się łają to od psów, kiedy biją, to pięściami w mordę, a kiedy kochają, to choć na środku rynku. Otóż to mi robi dystrakcyą, że ja sobie porównywam nasze wymoczone elegantki i wymokłych śledzi do furmanów i praczek. Skorupa jużciż inna, człowiek takuteńki, ten sam, tylko nie maluje się i nie gra komedyi. A myślisz, że nie potrafią sprytnie łgać? że kobiéty z bosemi piętami nie są zalotne po swojemu?
Mnie to bawi!
Ot co robi — dodał Paliszewski — teraz go nie znajdziesz przez cały dzień, tylko po takich dziurach, po szynkach i w takiém piękném towarzystwie.
Daliborski się zamyślił.
— Z desperacyi filozofem został — rzekł cicho.
Po namyśle wstał starosta i przybliżył się do szwagra.
— Wiesz o moich projektach — rzekł. — Dla wojewodzinéj nic niémam do odmówienia, bo służąc jéj służę własnéj sprawie. Woje-