do gromady, — a zrobimy, co zechcemy. Szlachta zginie!
— A co ją zastąpi? — odparł wieśniak, — u nas jest przysłowie, że nie ma gorszego pana i ekonoma jak z chłopa. Szlachta niedołężna, są i źli, są i dobrzy, ale tam choć iskra ludzka w sercu... a...
Nie dokończył.
—Co? wybyście ich bronili? — zawołał mówca. — A kto nas do tego upokorzenia i sromu wobec nieprzyjaciół doprowadził, jeźli nie oni? Kto z wolnych kmieci niewolników porobił? Kto sądy i rządy gromadzkie poznosił? Kto pańszczyzny z jednego dnia na sześć popodnosił? Albo to nie wiecie od swoich, że prapradziady wasze ledwie osypy dawali i jeden dzień do dróg chodzili, a byli sobie wolni?
Teraz to wszystko w prawo przeszło, a bogaty nie łatwo się wyrzecze majątku, choćby wiedział, że go nieprawnie dostał.
— Za wiele obiecujecie! — westchnął chłopek, — aleć — zobaczymy. Mówią przecież, że się nowe prawo pisze, które nas uwolni.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/33
Wygląd
Ta strona została skorygowana.