Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy wieczorem Siemionowicz oznajmił starościnie o ustąpieniu z placu księcia Konstantego, dała mu rękę do pocałowania.


Wieś! czarodziejski wyraz dla tych, którym Bóg dał urodzić się, żyć, młodość przepędzić w zieloném gnieździe wśród słowików śpiewu, chóru całego stworzeń... w blasku jéj poranków i wieczorów, w półmroku jéj nocy gwiaździstych!
Wieś czarowne słowo, tajemnicze... w którém jest przypomnienie raju i coś z boleści wygnania. Tu żywot człowieczy płynie jakoś powolniéj, rozmyślniéj, a dusza ma czas rozmówić się z Bogiem.
Nigdzie wieś piękniejszą nie była a srożéj okłamaną jak w Polsce. Nie godzi się dziś stawać w obronie patrjarchalnych wsi rządów, téj pierwotnéj epoki jéj rozwoju... bo teraz mybyśmy zrozumieć tego stanu nie mogli.
Był to stan, którego my zepsute dzieci wieku pojęcia nie mamy i z wielką cnotą tylko brzemieniowi jego obowiązków można było podołać.
Patrjarchalny ów świat obyć się nie mógł bez cnoty, — była to epoka, w któréj ściśle wziąwszy, prawo pisane nie istniało, było prawo tradycyjne i religijne. Tylko niemi rządziła się wieś.