czego, ale tak zeszkapiał, jak wy wszyscy... coście na zgubę przeznaczeni... Kto zechce mnie na rękę wyzwać, służę, jeno mu tę uwagę uczynię, że zabiwszy mnie, i Polski nie zbawi i siebie nie naprawi. Na męztwie nam nie zbywało nigdy, pójść, huknąć, stuknąć, ściąć się, zabić lub być zabitym, o to najłatwiéj... ale pracować cicho, skromnie a wytrwale, tego ichmość nie potraficie, ani młodzi ani starzy...
— Mości kniaziu — ozwał się kasztelan — a jegomość żeś to lepszy... daj dowody...
— Nie lepszy jestem od was — rzekł kniaź — ale mi przeto wolno złe widzieć i karcić, a gdy kto moje zobaczy i pozwie mnie, przyjmę...
— Ino jeszcze tak bardzo źle, jak waszmość sobie poetyzujesz, nie jest — ozwał się któryś z młodszych — pracuje się nad naprawą rzeczypospolitéj.
Kniaź się uśmiechnął.
— Jak? — zapytał — nad literą prawa? A wieleż to lat trzeba, aby prawo nieszanowane spełeczność zmieniło? Po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/67
Wygląd
Ta strona została skorygowana.