Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rowa, ani prusak i jego chytrość, ani król jegomość, ani pan Bóg, ani djabeł, tylko szlachta sama...
Czasy szlacheckie minęły a ludzkie nadeszły... a my chcemy zawsze jeszcze jak narośl i guz na ciele rzeczpospolitéj ssać z niéj soki na to, aby je we wrzodowatą ciecz przerabiać!! Hej! hej! mości panowie, było tego dosyć kilkaset lat... Chamaśmy dusili, jedli, pili... a choć z nim do jednego chodziliśmy kościoła, brat w Chrystusie był zwierzęciem naszego worka... Ale darmo, sprawiedliwość Boża przychodzi.. Mówił o tém ks. Skarga, pisał ks. Starowolski, ostrzegali ludzie rozumni, myśmy robili swoje...
A żebyśmy téż choć potrafili obronić rzeczypospolitéj? Ale na nas stało wszystko, a my nie robiące nic, jak oto i dziś, bawiliśmy się kieliszkami, sądząc, że świat jest stworzony, aby nam w nie nalewał...
Djabli nas wezmą, mości panowie! bośmy na to pracowali usilnie, aby nas wzięli... Obejrzyjmy się i uderzmy się w piersi, cośmy to warci?? Co robimy?