Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czarnoksiężnik podniósł laskę, jakby chciał ich zażegnać, ale djabli otoczyli go tańcując, i stał się cud, albowiem zamiast zwyciężyć owych stu djabłów, starzec został zwyciężony, zrzucił z siebie szybko okrywającą go suknię i czapkę, i ukazał się takim szkaradnym djabłem jak reszta. Okrzyk zgrozy towarzyszył téj metamorfozie.
Starzec z kieliszkiem w ręku patrzał na to z jakiémś politowaniem i zgrozą, a widząc wrażenie, jakie djabli czynili na tłumie, zapytał kasztelana:
— Djabli! djabli! cóżto to znaczy wszystko? ci szatani, ten wieszczbiarz i ten wielki strach kobiecy. Ja w téj waszéj Warszawie teraźniejszéj nic a nic nie rozumiem! Gdzieżby to kto dawniéj był chciał z prawowiernych chrześćjan przybierać dobrowolnie postać szatana? A tożby się obawiał, aby go w istocie djabli jak swego nie wzięli. A w gruncie co to innego jeśli nie naigrawanie się z religji, z djabła... i ze wszystkiego w cośmy dotąd wierzyli święcie!