czy się domyślał, czy wiedział już coś może, naglić począł, póki go nie odczytał.
— Czyż może być, zawołał kniaź, ażeby procesu nie było?
— Zwleką, to pewna, rzekł Grzegórz, instygator zajęty, na dworze wszyscy są za tém, aby sprawy nie dopuścić.
— Więc w istocie moje więzienie uchodzić może za kryjówkę ze strachu?
— Źli mogą je tak tłómaczyć, to pewna — rzekł Metlica; — ale choć groźby ich wyglądają bardzo przerażająco, ja sądzę, że... no! i my téż potrafimy się obronić. Nie będziesz książę sam, a w razie potrzeby, na ich stu...
Metlica obejrzał się i zatrzymał, krew mu się ściągnęła. — Ano, o tém potém... Długo — rzekł daléj stłumionym głosem — straszni byli ci panowie, trzymając się taborem: ale nareszcie i drudzy zaczęli się uczyć tego sekretu, że, do kupy się zbiwszy, coś zrobić można. Nie te to już czasy, gdy wolno było bezkarnie zabijać... i z biednych się naigrawać... Ludzie się uczą, powoli, ale uczą się...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/337
Ta strona została skorygowana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/ae/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Sto_Djab%C5%82%C3%B3w_T._1.djvu/page337-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_Sto_Djab%C5%82%C3%B3w_T._1.djvu.jpg)