Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 1.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A co? — zawołał, — skosztowałeś tego świata wielkiego? smaczny? ha? ładne lalusie! mili ichmoście? dobre tam życie, gdzie trzeba za każdym krokiem patrzyć, aby w wykopany dół nie wlecieć?? Chodź teraz książe do Grzegorzowéj, może się napijesz czego chłodnego, bo tam i od potraw i od słów i od ich oczów mógłeś dostać gorączki... Ja sam spreparuję lekki kobiecy ponczyk zimny... bo niema nic na uspokojenie, jak on, słowo daję...
Konstanty dał się wziąć, a gdy wszedł do pokoiku, w którym jéjmość siedziała z pończoszką, a Julka u szpinetu; obie kobiety zakrzyknęły z radości, że go zobaczyły.
Posadzono go na fotelu, Minna była ciekawa strojów, kobiet, salonów; panna Julja także się przysłuchiwała, a Grzegórz w ogromnéj szklenicy preparując napój, chwytał chciwie opowiadanie, usiłując z niego wymiarkować wrażenie, jakie wizyta uczyniła na pupillu.
Nie krył się z tém książe, iż nie miał