Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapusty! albo na Najświętszą Pannę Anielską! Co gości, co wrzawy! co życzliwych! A teraz... głucho, cicho jak w klasztorze, wszyscy o nas pozapominali. Bieda panie!
— Zachciałeś stary; ludzie mają krótką pamięć i ciasne serca, to rzecz wiadoma...
— Oj prawda, prawda. Żebyście też wiedzieli, jak moja pani to czuje, jak jej życie ciężkie! A jeszcze w dodatku... ale to domowe sprawy.
— No? cóż tam takiego?
— E! nic! nic! obojętne to fraszki, i mówić się już o tem nie godzi. Pozwólcie mi odejść, bo i pani może nadjechać wkrótce, a u mnie w kredensie nieporządek.
To mówiąc, szybko usunął się stary, żwawiej pospieszając w sieniach, a do kredensu biegiem już niemal dopadł. Czy przeczuwał, czy usłyszał, ale nim pan Derewiański miał czas rozmówić się z Bolesławem, stary koczyk pani Żackiej zatoczył się przed ganek.
— Komenderówka taka, — szepnął Derewiański na prędce, widząc gospodynię nadjeżdżającą. — Waćpan przy pannie, ja przy matce; wprzódy nim co będzie, trochę ją spenetruję.
Ledwie miał czas tych słów domówić, gdy wdowa wysiadła, a ujrzawszy Bolka z panem Derewiańskim, mocno się zmięszała i zarumieniła; Justysia spojrzała także, przywitała ich, i widać było jak jej ręce drżały, gdy zdejmowała kapelusz.
Goście wprowadzili tylko gospodynię do domu, i dając jej czas do spoczynku, ubrania, rozporządzenia, wyszli zaraz do ogrodu. Przechadzka ich trwała dobre pół godziny... Bolesław był zamyślony i smutny; wszelką odwagę odjęło mu zimne, więcej może niż zimne powitanie; Derewiański jak mógł i umiał żartował, i serjo