Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzała pretensja, dawno zaniechana, była w istocie prawna ale nieprawa; myślał starzec, że młody człowiek przez pochlebstwo może dla niego, przez słabość, przez występną grzeczność, wyda o niej wyrok na jego stronę korzystny. Byłoby to niechybnie zgubiło Żackiego, okazując niewyrobiony i nieenergiczny charakter; ale on ani na chwilę się nie zachwiał: przejrzał dokumenta, rozpoznał naturę procesu, a choć podkomorzy bardzo swej pretensji na pozór bronił, młody prawnik wręcz mu odpowiedział:
— Mylisz się, szanowny panie, jak się często mylą ludzie własną sądząc sprawę; podług mnie, gdyby nawet wygraną być miała, co bardzo być może, wznawianą być nie powinna... sumienie na to nie pozwala. Może być pozornie dobrą, złą jest w istocie, bo Bóg by ją zawsze przeciw podkomorzemu osądził. Azatem życzę jej zaniechać.
Rozpłakał się starzec z radości, i nie mogąc wytrzymać, uściskał młodego człowieka, który tą zmianą w sposobie widzenia rzeczy, tak nagłą i niespodzianą, zdziwiony był nadzwyczajnie. Chciał zaraz potem odjechać, ale go już po staropolsku napadł podkomorzy i nie puścił z domu.
Po objedzie poszli panowie do gabinetu gospodarza; tu zwróciła się rozmowa nie wiem jak na los dzieci, na pretendentów panny Anieli, i ojciec od niechcenia rzekł do Żackiego:
— Co się tyczy mojej córki, dawno to sobie powiedziałem, że jej bronić nie będę, choćby sobie najuboższego człowieka, byle uczciwego wybrała. Wszystko się nabywa, a serce i sumienie, komu ich Bóg nie dał, najtrudniej. Będzie miała dosyć po nas, chleba jej nie za-