Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zepsuta, stół pochylony, dowodziły, że ogród dawniej nie dla samej korzyści i wygody, ale do przechadzki i zabawy też służył. Było w nim cienisto, trochę wilgotno i opuszczono; wszystko dziczało, drzewa i ulice, których graca nie tknęła od dawna. Sam dwór pozór miał smutny, bo koło niego brak było starania; pobiała dawno poodlatywała, a o nowej nikt nie pomyślał; tu i owdzie chwast już ciekawie do okien zaglądał, mchy rozsiadły się na dachu, grzyby rosły na spruchniałych brukach bliższych podwaliny. W częstokole oddzielającym ogród wypadłe szczerby źle zaplecionym na prędce połatano płotem.
Obszerne to dosyć było domostwo; pan Boikowski przeszedł naprzód wielką sień pustą, w której od dawna zgasła, wisiała u sufitu potłuczona latarnia, zajrzał potem do niemniej rozległej kawiarni, w której parawany tworzyły osobny pokoik Fruni, a zastawszy tu tylko dziewczynkę u komina drzemiącą, śmiało uderzył w klamkę bawialnego pokoju.
Troje okien z niego wychodziło na ogród, posępny, czarny i pusty, ożywiony tylko kilką bliższemi domu grzędami kwiatów; dwoje drzwi wiodły na prawo i lewo. Stara kanapa, stół, gierydonik z filiżankami, piec kaflowy, kilkanaście krzeseł, ubierały niedostatecznie smutną te i chłodną salkę. Posadzka w niej chwiała się pod nogami, dziwne doliny i pagórki kształtując, a dawne malowanie obrukane, pozatynkowane miejscami, gdzie indziej opadłe, przykro sprzeczało się z otaczającą je zapyloną pobiałą. Wielki portret mężczyzny, w dawnym polskim stroju, na przeciw zwierciadła wiszący, ożywiał trochę tę pustkę.
Boikowski przeszedł z niej na prawo, nie starając