Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zda się na mnie i posłucha co ja powiem... Właśnie po części dla tego interesu tu wstąpiłem.
— Dowiedziałeś się czego?
— Trochę.
— Tyczącego się nas?
— Niech-no pan posłucha trochę... Pan Bolesław Wilczek myśli się oświadczać naszej pani do panny Justyny... sprowadza tam jakiegoś sąsiada dla większej powagi, podobno Derewiańskiego... Ja mu tam już jak mogłem buty szyłem i wiem, że pani nie przyjmie, bodajby dziesięciu Derewiańskich go prowadziło; ale potrzeba i panu się może z oświadczeniem pospieszyć.
Alfred zmięszał się bardzo.
— Nie czekając, nie zwlekając, wziąć... kogoby naprzykład?
— Potrzeba się namyśleć — odparł Alfred zakłopotany.
W istocie, rzecz namysłu wymagała, bo Alfred nie miał nikogo poważniejszego, coby za nim chciał przemówić; zagryzł palce jak zwykł był, gdy nad czem niepomyślnem dumał i milczał. Boikowski kończył:
— Ot, tak panie, wziąć kogo, pojechać i oświadczyć się co najrychlej; ja już panią potroszę do tego przygotuję, potem jeszcze poddmucham, i jak raz słowo dadzą... rzecz skończona. Ale, żeśmy wszyscy śmiertelni — bąknął Boikowski trochę spuszczając oczy i osłaniając się dymem fajki — możeby te nasze umowy zdawało się panu spisać.
Alfred spojrzał, uśmiechnął się...
— Dobrze, — rzekł — tylko pomiarkuj pan sam jak to obrócić, żeby się napisać dało? Dać ci kontrakt trzyletni na Otręby i na ekonomję w Zaborzu, a nuż