Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom I.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A wara! a do Fruni, kiedy chcesz basałyku... to samo dobre dla ciebie. Ale jak tu powiedzieć co się wie? Nie uwierzyłaby biedaczka! o nie uwierzyłaby pewnie, bo nie ma pojęcia jakich to ludzi ziemia nosi. O! o! widziało się ich po świecie sporo, tak że teraz ledwie nie wejrzeniem poznam, co pod piękną często siedzi skorupką. Truteń! myślał mnie przekupić, mnie starego ująć pieniądzmi! o! to mu ciężko darować! Ha! niechby zresztą szedł sobie gdzie pieprz rośnie i koło panienki mi się nie uwijał, darowałbym mu i tę krzywdę. Bo że na to nie pozwolę to nie. — Gdyby mi przyszło nieboszczyka anioła mego z grobu do jejmości sprowadzić.
Powoli jednak, powoli, ja poczciwą moją panię przekonam! Serce złote, ale tak się da ująć lada komu przez tę dobroć swoją!
Mrok padał, noc się zbliżała, Stanisław wyszedł zamyślony do ogrodu i zmierzył ku budzie słomianej, w której powinien się był Jan znajdować.
— Jesteś Janie? zapytał schylając się ku jej otworowi.
— Czy to na wódkę? — ocucając się odparł żywo pijak.
— Jeszcze ci w głowie ta wódka?
— Gdzież tam! gdzie tam, — to tylko względem żołądka, bo się boję żeby od tego nagłego wstrzymania nie było jakiego nieszczęścia — ot cała rzecz, słowo honoru.
— Obchodziłżeś sad?
— A jakże.
— Nie ma szkody?
— A jakaż teraz być może?
— A od folwarku w grzędach?