Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze były naówczas popsute, zwłaszcza niższego stanu, wpływała wiele na fraucymer księżnej, który powoli naśladować ją począł.
Tak to ja do kościoła więcej uczęszczać zacząłem, i zdaje mi się, żem nie jedno łaskawe jej wejrzenie winien był postępowaniu mojemu. Nie było to bez zgryzot i walki z mojej strony, bom pojmował, że Pana Boga nie oszukam, a grzeszę chodząc tam dla kobiety, gdzie dla modlitwy iść byłem powinien... Ale dobre z jakiegokolwiek czyni się powodu, zawsze dobrem jest, tak jak złe, które i z dobrych pobudek uczynione, złem jest zawsze.
Zrazu włóczyłem się obojętny, potem taki z serca modlić się zacząłem, wreszcie dla modlitwy samej, słodyczy i pokoju, jaki mi dawała, chodziłem do kościoła. Jakkolwiek to bacznie robiłem, aby wyśmianym nie być, że nic we dworze oka ciekawych wścibskich nie uchodzi, postrzeżono zmianę obyczaju a moją zbytnią żarliwość, z której wytłumaczyłem się im tem, że mnie Pijarowie lubieszowscy do tego przyuczyli.
Tymczasem życie szło swoim trybem dosyć jednostajnie całego tego roku: księżna dla niedobrego zdrowia i interesów swoich, nigdzie, nawet w Poznańskie nie wyjeżdżała. Siedzieliśmy cicho, gońce tylko biegali, to do