Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mającą związku z pracowitym ulem pszczółek Bożych.
Jakem jeno pozdrowiał, panna Erazma odstąpiła, strzegąc się, bym jej nie posądził o jakeś dla mnie uczucie: ale mimo wielkiego panowania nad sobą, jakie miała, nie mogła zapobiec, bym nie dostrzegł, że jej nie byłem obojętny. Poczciwe serca przywiązują się do tych, którym uczyniły dobre. Tu i owdzie wydawała się z czemś, słowem, ruchem, rumieńcem mimowolnie, i ja też począłem choć ze wstrętem może pokonywając uczucie, przybliżać się do niej i okazywać jej szacunek i przyjaźń.
Sam nie wiem jakem to spełnił, com sobie postanowił, a sądzę, że dość niezgrabniem to robił i wielkie było podziwienie wszystkich, gdym przez pana Kaspra nie długo myśląc i własnej sile niedowierzając, nagle się jej oświadczył. Powiedziałem mu zaś otwarcie, żem wszystko stracił i tak jak nic nie miałem; że dla niej czuję tylko szacunek, a pracować przyrzekam usilnie, aby nam obojgu chleba nie zabrakło.
Pan Kasper, gdym mu to objawił, spojrzał na mnie oczyma wielkiemi, ścisnął mnie za rękę, jakby zrozumiał i zaraz rzekł mi, żebym się o niedostatek nie frasował, że się cała familia złoży i potrafi to, ażebyśmy