dobry; kobiety porwały się do ziółek, a mój Jacek, co stał w nogach, jakby dziecko się rozbeczał.
Chociaż niby odzyskałem przytomność, alem mówić i ruszać się nie mógł; widziałem przecie co się koło mnie działo i ich pieczołowitość niezmierną koło mnie, która do głębi serca rozczulała. Szczególniej poczciwa panna Erazma z cierpliwością anielską i wytrwaniem niezmożonem dzień i noc była u łóżka mojego; jenom się ruszył, stęknął, jużem ją widział nad sobą; nie odstępowała mnie na chwilę, a czyniła to z pokorą sługi i niewinną bojaźliwością dziecięcą. Z dni tak przeżytych wyliczyć mi się było trudno, miary czasu nie mogłem schwycić, ale to trwało długo; a gdy mi się podnieść pozwolono, jużem nie mógł poznać świata, bo zima była nadeszła na dobre, i świat leżał pod białą kołdrą Bożą.
Chorowałem tak jeszcze, chwilami niby rozeznając co się koło mnie działo, to znowu tracąc zmysły, tak, że sen i jawa mieszały się w dziwną jakaś chorobliwą i gorączkową całość. A jak to bywa kiedy człowieka całego wielkie wstrząśnienie jakieś poruszy do dna, że mu przychodzą do głowy i cierpienia i uczucia stare i co w życiu doświadczył najdotkliwszego; tak mnie właśnie, chwile szczęśliwe pobytu w Kodniu i późniejsze spotkania
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/175
Wygląd
Ta strona została skorygowana.