Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ci co od Wielkopolski przybywają mówią że tam bardzo wojenno wygląda.
— Nie przeciw mnie! spokojny jestem — rzekł książę.
— Jak skoro wasza miłość spokojną, nam się niepokoju okazywać nie godzi — zamknął Goworek.
Na wiosnę się zbierało, wyznaczono dzień wyjazdu. Książę duchownych prosił o nabożeństwo i błogosławieństwo na drogę. Wszyscy posmutnieli gdy się czas wyruszenia zbliżył, nawet ci co wyprawie nie byli przeciwni. Goworek, choć ostrożnie przypominał, że zamku zupełnie bezbronnym zostawiać się nie godziło. Odpowiedział mu książę składając wszystko na Wojewodę Mikołaja, ale przyjaciel na imię to głową potrząsał.
— My tu zostaniemy — rzekł — z tém co W. Miłości najdroższe, z książną panią i dziećmi, więc się troszczym. Za złe nam nie bierzcie.
Podał mu rękę Kaźmierz uśmiechając się, Goworek ją ucałował.
— Gdy wy tu z niemi, jam o moje skarby spokojny — dodał.
Wieczora odjazd poprzedzającego wcześniéj się z zamku zwykli biesiadnicy rozeszli, Wichfried towarzyszył panu do sypialni. Był on zawsze tym druhem co dawniéj, choć od czasu zerwania z Dorotą zaufania wiele postradał. Śledził tak dobrze