Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W niepamięć to puścić — rzek biskup. — Święcą się lepsze czasy, w niebie mamy orędownika Rycerza, który i od ognia i od wody broni.
— Bodaj też i od złych ludzi — dodał Chmara — bo to gorsze od ognia i wody.
Książe się począł nabożeństwem wspaniałem po kościołach radować, chociaż, jak mówił, wiele jeszcze niedostawało, aby świątynie polskie, włoskim, niemieckim i francuzkim równały.
— Da Bóg i my takie będziemy mieli — odrzekł Pełka — choć nam o kamień trudno, glina go zastąpi.
Cysters się odezwał, że mistrzów do budowania sprowadzając, swoich można było nauczyć téj sztuki, a Jarosław Bogorja wtrącił, iż z kamienia, prawda, cudzy lepiéj budować umieli, a z drzewa od naszych cieślów uczyćby się mogli.
— Proste było życie dawne na tych ziemiach — począł Jaksa — więc rzemiosła nie kwitły. Z obyczajem lepszym i ręce ludziom urosną zręczniejsze, boć nie święci garnki lepią.
Rozprawiano tak, jedząc, o rzeczy wszelakiéj, książe słuchał niekiedy wtrącając słowo.
Biesiada trwała dosyć długo, coraz się stając gwarniejszą tak, że w końcu już tylko najbliżsi słyszeć się mogli. W każdym kątku o czém inném rzecz się toczyła.
Przy dalszych stołach, rozmowy od ucha pań-