Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spytał go książe o Starostę, bo o stosunkach jego z żydem, już także miał doniesienie.
— Niewiem o nim nic! poprzysiądz mogę! — rzekł Juchim. — Jeżeli winien kto że miasto się poddało chyba on — ale czémże bronić się miało? Komu żywot i mienie nie miłe?
Długo bardzo, niespokojnie Juchim błogosławił, tłumaczył się, użalał na ubóstwo, na zdzierstwo, na wojnę, na dolę swoję, przypadając do kolan milczącego Kaźmierza, który go odpuścił nie dając znaku ani gniewu ani poruszenia.
Cisnęli się tak kto mógł z żalami, doniesieniami, zalecając wierność swoją.
Książe na brata Mieszka mówić nie dopuszczał, słuchać nie chcąc obwinień przeciw niemu i otwarcie się z tém oświadczywszy że Kietlicz był wszystkiemu winien, on namową, podżegaczem i sprawcą. Ktokolwiek poczynał o Mieszku, on wnet prostował sprowadzając na Kietlicza. Na Serba zwalano myśl i wykonanie zamachu i upartą chęć trzymania się na dolnym zamku.
Nazajutrz rano bardzo, ledwie na dzień się brało, ziemianie zaczęli się w mieście okazywać nawet ci co do siedemdziesięciu się liczyli którzy pierwsi z Mieszkiem wciągnęli. Nim rozedniało i książe wstał, liczba ziemian powiększyła się znacznie, pierwsi się tu znaleźli co najwinniejszemi czuli. Jeden na drugiego winę strącał, wszys-