Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nadchodzący mrok nie dozwolił nic poczynać jechali tylko książęta oglądać poczwarny, na prędce sklecony gród dolny, aby radzić jak go zdobywać.
Po Haliczu i Brześciu, którym Kaźmierz rady dał, choć obronniejsze były, zamek Kietlicza nie zdał się strasznym. Mógł jednak trochą zachodu i krwi kosztować.
Wojsko w rynku, po ulicach, na przedmieściach, około Wawelu się rozłożyło. Na sam Wawel przystępu bronił obóz i wojsko Mieszkowe. Książę zajął dworzec biskupi. W godzinie zmieniło miasto oblicze, stało się inném niż wczoraj, niby obozem jednym. Nieśmiało otwierali mieszczanie domy swe Rusinów się obawiając, ale przekonawszy się że spokojni byli, powoli się i z niemi bratać poczęli. Wszczął się gwar, biesiady, opowiadania, śmiechy, wskazywania co i gdzie leżało, obliczanie sił, wróżby na jutro. Choć miało obrońców, czuło miasto że mu jeszcze srodze pokutować przyjdzie nim się Mieszkowych pozbędzie. Wojna miała się stoczyć prawie na ich śmieciskach.
Nocą jeszcze pościągano z miasta do księcia Kaźmierza ludzi, którzy świadczyli co się tu, jak i przez kogo działo. Niektórzy dobrowolnie biegli opowiadać co wiedzieli.
Słuchał Kaźmierz i łza mu się w oczach kręciła
— Com zawinił tym którzy mnie opuścili? —