Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niema złego, coby w jakiem głupstwie początka nie brało.
Rosłem tedy rozpasany na wszystką swawolę, nie hamowany a podżegany, szumiąc po ulicach Krakowa.
Tymczasem umarł i król Olbracht w Toruniu, 1501 kto wie z czego, bo ludzie o tem różnie prawili, a Kroniki piszą iż z apopleksij, jako i jego własny medyk Miechowita ręczy. Mało go pomnę, ale ludzie gadali, że był mężny i czytać lubił a sługi swe hojnie nagradzał, tylko nad miarę czasem jako młody pustował a ucztował. Po jego śmierci, Aleksander z wojskiem podszedłszy a puściwszy głosy z Litwy, że się miał dobijać, gdyby mu nie dano korony, osiadł na królestwie; wjechawszy do Krakowa, jako pomnę w tysiącu czterechset koni, bojąc się przenagabiania Władysławowego. Alić wszystko poszło spokojnie, a moje życie jako wprzódy się wlekło. Tylko że już znało mnie całe prawie miasto, z onych trefnych żartów i błaznowania mojego, a iżem stawał przed szkołą, upatrując przechodniów, żeby z nich szydzić i psoty im wyrządzać, nazwano mnie było Stańczykiem, a to imię mi zostało po dziś dzień i drugiego nie mam.
Jeszczeć tak wszystko jedno czas płynął, bo mię ojciec ze szkoły nie odbierał, chociem był wyrósł na chłopa dobrego; a mnie nie bardzo chciało się wracać do domu, bom był skosztował rodzicielskiej miłości.
W lat dwa pono, po Olbrachtowej śmierci, 1503 trafił mi się on wypadek, z którego i całe życie poszło. Żył w Krakowie na on czas, brat królewski Fryderyk kardynał, arcybiskup Gnieźnieński, najmożniejszy i najpotężniejszy (gdyby był jeno chciał nim być) po królu. Ale jemu to nie było w głowie. Zrobili go mnichem mimowoli, za młodu, kiedy się nie postrzegł że mu nie być księdzem; potem za się nie czas się było wracać; a i duchownego chleba nie chciało się rzucać bo go było podostatkiem. Pan to był postawy wielkiej, oblicza miłego, ale cale nie mniszego, raczej do szabli stworzony, a tu go zakapturzyli nie w porę. Lubił się bawić i trefnych gadek słuchać, żeby go kto bez ustanku